czwartek, 7 lutego 2013

Podsumowanie 2012


Podsumowanie – ŚWIAT: 

Podsumowanie – POLSKA:
01. Brodka - Dancing Shoes (Kamp! Remix)

Albumy artystów na które czekam w 2013 roku:
- Depeche Mode
- Vampire Weekend
- Daft Punk
- Sistars
[edit: porzucono pracę nad albumem, Sistars się nie reaktywują :(]
- Justin Timberlake
- Arcade Fire
- Beyonce
- Solange Knowles
- Hurts
- Kings of Leon
- Drake
- D’Angelo
- Prince?

2012 ŚWIAT: miejsca 03-01

Najlepsze piosenki 2012 - część 5
Best Songs 2012 - part 5:
______________________________________________________________________________

Jessie Ware

Autor: Jessie Ware, Kid Harpoon, Keith Uddin
Produkcja: Keith Uddin, Kid Harpoon, Dave Okumu
Album: Devotion

Podium otwiera debiutująca Brytyjka o tak magnetycznej urodzie i głosie, że nie sposób się oprzeć. Szlaki ambitnemu popowi 2 lata temu przecierała Adele. W 2012 największym odkryciem na tym polu jest bez wątpienia Jessie Ware. Debiutanckie „Devotion” to najlepsza popowa płyta roku, w fantastyczny sposób łącząca delikatny pop / soul / r&b z elektroniką, a nawet muzyką klubową. W tym stylowym muzycznym sosie roi się od perełek. Jedną z nich jest „Wildest Moments”. Oparta na potężnym rytmie piękna ballada o sile przyjaźni, którą Ware napisała dla swojej najlepszej przyjaciółki. To najbardziej przebojowy fragment debiutanckiego krążka, który szczególnie przypadł do gustu Polakom. Bo to właśnie na naszej ziemi Jessie uzyskała pierwszą „złotą płytę” w karierze. A z takim talentem i aksamitnym głosem jeszcze wiele sukcesów przed nią.
 ______________________________________________________________________________













ADORN
Miguel

Autor: Miguel Pimentel
Produkcja: Miguel Pimentel
Album: Kaleidoscope Dream

Drugi album Miguela “Kaleidoscope Dream” pozostawia daleko w tyle całą konkurencję – Ushera, Chrisa Browna, Ne-Yo i innych aspirujących do tytułu księcia czarnych brzmień. Młody Kalifornijczyk zjada ich wszystkich na śniadanie. Jego „Adorn” zmiata konkurencję pod każdym względem. Kompozycyjnie to wędrówka do lat ’80 – automat perkusyjny, klawisze i chórki na pewno inspirowane były klasycznym już „Sexual Healing”.
Wersja A.D. 2012 dorównuje przebojowi Marvina Gaye’a, a miejscami jest nawet lepsza. Wrażenie na pewno robią tu popisy wokalne Miguela, który skacze po skali z luzem godnym pozazdroszczenia. Smaczku dodaje też przesterowany bas, który równie dobrze mógłby znaleźć się w szalonej twórczości George’a Clintona i jego składu Parliament/Funkadelic sprzed ponad 30 lat. 
Atutem jest także tekst nietraktujący tematu miłości tak swobodnie i dosłownie (i fizycznie) jak wspomniane już „Sexual Healing”, czy współczesne hity z list przebojów. Miguel swoim wizerunkiem i piosenkami kreuje obraz amanta w marynarce i lakierkach, traktującego kobiety z klasą. Potwierdzają to słowa let my love adorn you – jedno z najbardziej intrygujących wyznań miłosnych w muzyce ostatnich lat. Uczucie kochanego mężczyzny ma być ozdobą i jedynym klejnotem, który ona na siebie włoży. Jaka ogromna przepaść jest między deklaracją o miłości, która upiększa kobietę the same way that the stars adorn the skies, a pytaniem Flo Ridy can you blow my whistle baby, whistle baby, let me know z jego przeboju „Whistle”… Jak widać, a raczej słychać [chociaż teledyski nie pozostają w tyle, ale to już inna historia], w większości współczesnych tekstów dotyczących tematów damsko-męskich króluje niczym nie skrępowana dosłowność. A pomimo tego „Adorn” jest bardziej erotyczne i pobudzające wyobraźnię. Cholera, to po prostu najbardziej zmysłowy kawałek 2012 roku.
______________________________________________________________________________

Frank Ocean

Autor: Christopher Breaux (Frank Ocean)
Produkcja: Frank Ocean, Malay & Om’Mas Keith
Album: Channel Orange

“Purple Rain” XXI wieku, „Paranoid Android” R&B – to tylko niektóre określenia dziennikarzy muzycznych na najciekawszą kompozycję ubiegłego roku. Rzeczywiście, niemal 10-minutowe „Piramidy” mają progresywne zacięcie, a finałowa oniryczna solówka Johna Mayera może przywoływać wspomnienie Prince’a. Jednak z drugiej strony nie są tak szalone i zaskakujące jak utwór Radiogłowych. Nie mają w sobie też takiej podniosłości, patetyczności i melodyjności jakie ma „Purpurowy Deszcz”. Frank Ocean nie stara się nikogo kopiować i to stanowi jego siłę. „Pyramids” przejdzie do historii muzyki właśnie dzięki jego niepowtarzalności. Nikt wcześniej nie zdobył się na krok, jaki wykonał Ocean. Długie, przemyślane utwory składające się z kilku części tworzących większą całość na współczesnej scenie R&B są po prostu rzadkością i jawią się niemalże jako objawienie. Niespełna 2 lata temu takim objawieniem było fantastyczne, epickie „Runaway” Kanye’ego Westa łączące hip-hop, rock i orkiestrowy rozmach. „Pyramids” są równie wyrafinowane i przemyślane. Warto powoli odkrywać ich piękno. To kalejdoskop nastrojów, dźwięków i stylów muzycznych. Od muzyki klubowej, przez współczesne R&B, slow jam, ambient, po szeroko pojęte sztuczki elektroniczne podszyte pulsującym funkującym rytmem. Nowoorleańczyk kreuje na tym muzycznym tle opowieść o Kleopatrze – tej starożytnej oraz współczesnej.
Część pierwsza to podróż do starożytnego Egiptu, do czasów Kleopatry VII. Liczne romanse, moralne zepsucie, żądza władzy i chęć panowania nad światem w konsekwencji doprowadziły królową do tragicznej śmierci (No more she lives, no more serpent in her room / No more, it has killed Cleopatra). Z antycznym światem kontrastuje muzyka, oparta niemal wyłącznie na elektronice, która z Egiptu płynnie przenosi nas do teraźniejszości. Antyczna bogini okazała się jedynie snem, z którego powoli wybudza słońce przebijające się przez rolety w oknie. Gdzieś poza miastem, w jednym z pokojów motelowych, do pracy szykuje się współczesna Kleopatra – makijaż, wysokie obcasy, kusa spódniczka. Nad wszystkim czuwa jej „opiekun”. Okładka singla nie pozostawia wątpliwości jakimi piramidami zajmuje się dziewczyna (Wake up to your girl, for now let’s call her Cleopatra / I watch you fix your hair / Then put your panties on in the mirror, Cleopatra / Then your lipstick, Cleopatra / Then your six inch heels (…) She’s working at the pyramid tonight).
Pomimo, że cały tegoroczny debiut Franka „Channel Orange” pełen jest wyszukanych, często zabawnych metafor i dwuznaczności (nie tylko o zabarwieniu seksualnym, rzecz jasna), znaczenie piramid wydają się też potwierdzać dźwięki. Rozedrgane syntezatory, ciche zawody trąbki oraz delikatne, niewymuszone wokalizy kreują duszną atmosferę klubu ze striptizem lub raczej gorący, intymny klimat wypełnionego miłością pokoju motelowego. Bo meritum i jednocześnie zaskakującą puentą całej opowieści jest miłość prostytutki i jej szefa. Ocean w klasycznych rozważaniach „co by było, gdyby” tworzy sytuację w której alfons zakochuje się w dziewczynie która, jak na ironię, sprzedaje się innym, aby go utrzymać (Hit the strip and my bills paid / Keep a nigga bills paid). On w zamian opiekuje się nią, dba o nią, szczęśliwy, że odnalazł swoją królową – Kleopatrę (klamra, która spaja cały utwór). Doprawdy, dziwny to związek. Ale autor „Pyramids” nikogo nie rozlicza, ani nie ocenia. Podobnie jak na całym swym debiutanckim albumie przedstawia pewne problemy, sytuacje, stawia pytania, lecz nie daje żadnych klarownych odpowiedzi. Kompozycję wieńczy wspaniała, kojąca, jakby zawieszona w przestrzeni solówka zagrana przez Johna Mayera.
Podsumowując, Frank tylko w jednym, dziesięciominutowym utworze wykorzystuje więcej pomysłów niż niejeden artysta na całym albumie. Bez cienia wątpliwości – to najlepszy i najbardziej obiecujący tegoroczny debiut. 
P.S. Polecam także psychodeliczny teledysk z zachwianą strukturą utworu, ale za to z wydłużonym solo na gitarze.
______________________________________________________________________________


Na podsumowanie, należy się kilka słów wyjaśnienia.

Chciałbym jeszcze tylko dodać, że nie uwzględniłem na liście największego przeboju 2012 roku, czyli „Somebody That I Used To Know” Gotye i Kimbry, gdyż utwór ten był mi znany już w październiku 2011 roku (dzięki Trójce).

Wyjaśnienia dotyczą natomiast trzech wyróżnionych, przedstawionych powyżej artystów. Jest wiele powodów, dla których znaleźli się tutaj właśnie oni. Można także wykazać łączące ich cechy:
--> Jeśli miałbym ułożyć listę ulubionych płyt roku, to końcowa trójka wyglądałaby identycznie;
--> Wszyscy wymienieni to debiutanci lub prawie debiutanci (Miguel wydał drugą płytę);
--> Każdy z nich tworzy muzykę r&b. Tutaj wyłamuje się nieznacznie Jessie Ware, ale bez wątpienia dość istotnie czerpie ona z tego gatunku;
--> Każdy z nich tworzy nową jakość. Mimo, że czerpią garściami z wielu muzycznych źródeł i ich inspiracje można bardzo łatwo rozszyfrować, to obecnie trafili na rynku w pewną niszę, której nikt nie wypełniał. To pozwoliło na osiągnięcie sukcesu. Ponadto są charakterystyczni, posiadają swój styl i wizję dalszego rozwoju;
--> Wszyscy są dobrymi wokalistami, świetnie wypadają na żywo;
--> Każdy z nich w ponad 90% jest od początku do końca odpowiedzialny za materiał na albumie;
--> Dobrze rokują na przyszłość.

O Jessie, Miguelu i Franku można powiedzieć wiele dobrego również osobno.

Jessie Ware to prawdziwe objawienie. Okazuje się, że można tworzyć niebanalny pop, nie narażając się na śmieszność i ciągłe porównania do Adele lub innych wokalistek, które ostatnio odniosły na tym polu sukces. Oczywiście w twórczości Ware pojawiają się echa Sade czy Whitney Houston, jednak nie na tyle, żeby zarzucać Angielce kopiowanie czyjegoś stylu. Zresztą obecnie w muzyce naprawdę trudno wymyślić coś oryginalnego, coś, czego jeszcze nie było. Gorąco polecam wszystkim posłuchanie debiutanckiego albumu „Devotion”, bo to kawał świetnej roboty (i materiał najbardziej przystępny wśród propozycji wymienionej trójki).

Natomiast Miguel i Frank Ocean przywracają R&B to, co było mu tak potrzebne (ciekawy artykuł na ten temat opublikował LA Times). Prawdziwe instrumenty (z gitarami na czele) plus emocje. Pomimo tego, że panowie nie królują na listach przebojów, to coś na tym gruncie zaczyna się już dziać. Moim zdaniem będzie to kierunek w którym podążać będą czarne brzmienia w ciągu kilku najbliższych lat. Elektroniczne dźwięki a’la Timbaland stały się już passé. Nowe brzmienie to R&B które czerpie z klasyków gatunku, ale przedstawia je w nieco alternatywny, współczesny sposób. Ciężko to jednoznacznie określić. Zarówno „Kaleidoscope Dream” Miguela, jak i „Channel Orange” Oceana po prostu trzeba posłuchać.

Dlaczego w takim razie postawiłem na Franka? Bo od dawien dawna nie słyszałem tak dobrego, przemyślanego i pięknego albumu r&b. Nie jest to muzyka łatwa i oczywista. Długo ją odkrywałem, ale było warto. „Channel Orange” to album wybitny. Jestem w 100% przekonany, że za kilkanaście lat stanie się klasyką gatunku. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Na swoją pozycję Ocean pracuje także niesamowitymi występami na żywo. Jego wykonanie „Bad Religion” u Jimmy’ego Fallona było szeroko komentowane w branżowych portalach. Ja osobiście wskazałbym jednak na fantastyczne „Thinkin Bout You” i „Pyramids” w Saturday Night Live (ze wskazaniem na to pierwsze). Takie występy świadczą o klasie artysty.

Mam nadzieję, że trwający właśnie 2013 rok także przyniesie mi tyle muzycznych zachwytów, czego sobie i wszystkim czytającym szczerze życzę.

2012 ŚWIAT: miejsca 10-04

Najlepsze piosenki 2012 - część 5
Best Songs 2012 - part 5:

Ranking ma charakter subiektywny.
Nie jestem właścicielem zdjęć zamieszczanych na blogu. Zostały one znalezione w internecie.
Zastrzegam sobie prawo do kopiowania tekstów i zamieszczania ich na innych stronach jako swoje własne.
______________________________________________________________________________
 10.
Fiona Apple

Autor: Fiona Apple
Produkcja: Fiona Apple, Charley Drayton
Album: The Idler Wheel Is Wiser Than the Driver of the Screw and Whipping Cords Will Serve You More Than Ropes Will Ever Do

Po siedmiu latach przerwy w końcu dała o sobie znać Fiona Apple. Nowe utwory Amerykanki ukazują się tak rzadko, że każdy kolejny album jest wielkim wydarzeniem (kolejnego możemy się pewnie spodziewać w 2019). Charakterystyczny styl - mieszanka barokowego popu, rocka, jazzu i alternatywy to wizytówka Apple. W 2012 roku nadal się sprawdza i zachwyca. Wyjątkowy, nieco intymny klimat utworu to przede wszystkim zasługa charakterystycznego sposobu śpiewania Fiony oraz tekstu, w którym rozlicza się ona z własnymi demonami (Every single night's a fight with my brain), wzlotami i upadkami, jakich doświadczała. Sama artystka przyznała ostatnio, że cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne (czyli nerwicę natręctw), a na domiar tego od wielu lat walczy z anoreksją. Zresztą wystarczy popatrzeć na piękną, zdrową dziewczynę z pierwszych teledysków (np. „Criminal”) i skonfrontować to z wyglądem obecnej Fiony. Na szczęście, psychiczne dolegliwości nie wpływają w znaczący sposób na jakość kompozycji, a kto wie, może nawet pomagają w terapii. Pewne jest jedynie, że są one owocem naprawdę świetnych tekstów (Every single night / I endure the flight / Of little wings of white-flamed butterflies in my brain). 
W „Every Single Night” wykorzystano także dość egzotyczne instrumentarium m.in. celestę, marimbę czy buzuki, co sprawia, że brzmi nad wyraz ciekawie.
 ______________________________________________________________________________
09.
Jack White

Autor: Jack White
Produkcja: Jack White
Album: Blunderbuss

Po The White Stripes, The Racounters i Dead Weather w końcu przyszedł czas na w pełni solowe wydawnictwo. Co tu dużo pisać. Chwytliwy riff, świetna solówka, podwójny, nałożony na siebie rytm – Jack White znowu w formie i znowu potwierdza, że jest jednym z najlepszych gitarzystów XXI wieku.

Posłuchaj również:
Jack White – Sixteen Saltines --> Punkowa energia, garażowe brzmienie i pokręcony teledysk. 
Arctic Monkeys – R U Mine? --> Przygotowując się na tegorocznego Openera, nie zapomnijcie pokochać jednego z najlepszych rockowych kawałków roku.
 ______________________________________________________________________________
 08.
Grimes

Autor: Claire Boucher
Produkcja: Claire Boucher
Album: Visions

To utwór tak dobry, że musi się znaleźć w każdym muzycznym podsumowaniu minionego roku. Lata ’80 pełną gębą. Mroczne syntezatory kontrastują tu z dziecinnym głosikiem Claire Boucher (znaną również jako Grimes właśnie). Dziennikarka New Musical Express słusznie zauważyła, że „Oblivion” brzmi jakby Kraftwerk na nowo nagrali razem z Blondie słodkie „Heart of Glass”. 
Do tego muzycznego sosu stworzonego przez zaledwie 24-letnią Kanadyjkę należy jeszcze dodać mroczny tekst o nocnych spacerach w trakcie których Someone could break your neck / Coming up behind you always coming and you never have a clue. Hmm… Pozostaje tylko podkręcić głośniki i tańczyć tak jak Claire w teledysku. A propos, dziewczyny! Koniecznie obejrzyjcie klip!
 ______________________________________________________________________________
07.
First Aid Kit

Autor: Klara Söderberg, Johanna Söderberg
Produkcja: Mike Mogis
Album: The Lion’s Roar

To zabawne, że Amerykanom o ich korzeniach muszą przypominać Europejczycy. Co więcej, robią to w stylu, który powinien zawstydzić obecne gwiazdeczki country, a raczej już nie country, tylko popu, który jedynie czerpie z tego gatunku (patrz: Taylor Swift, Carrie Underwood, Lady Antebellum). Siostry ze Szwecji to rzeczywiście apteczka pierwszej pomocy (first aid kit) dla wszystkich cierpiących na niedobór prawdziwej amerykańskiej muzyki. Swoimi czystymi jak kryształ głosami i wspaniałą harmonią składają hołd dwóm wielkim duetom. W refrenie wspominają Emmylou Harris i Grama Parsonsa oraz June Carter i Johnny’ego Casha – legendy muzyki country.

Posłuchaj również:
The Tallest Man on Earth – To Just Grow Away --> Szwedzi obrali sobie chyba za punkt honoru zostanie ojczyzną współczesnego folku i country. W Dylanowskie klimaty od kilku lat wprowadza nas przecież niespełna 30-letni Kristian Matsson. 
Jake Bugg – Country Song --> Debiut tego 18-latka zelektryzował całe Wyspy. Czyżby Wielka Brytania widziała w nim swojego Boba Dylana?
 ______________________________________________________________________________
 06.
Bat for Lashes

Autor: Natasha Khan, Justin Parker
Produkcja: Natasha Khan, Justin Parker, David Kosten
Album: The Haunted Man

Natasha Khan wraz z autorem ubiegłorocznej sensacji “Video Games”, Justinem Parkerem, stworzyła utwór o tak wielkim ładunku emocjonalnym i napięciu, że z powodzeniem wygrałby on każdy konkurs na wyciskacza łez roku. Ten samotny fortepian, delikatne pojękiwania sekcji dętej (waltorni, tub i puzonów) i smyczkowej, a przede wszystkim śpiew Natashy, coraz mocniejszy, narastający, zwieńczony w refrenie ooh Laura, you’re more than a superstar – przyprawiają o dreszcze.
A sama Laura niestety nie jest już superstar. Bo to smutna historia, bez happy endu. Historia dziewczyny, która kochała towarzystwo i zabawę, uwielbiała błyszczeć. Kiedy wszyscy wkoło pozakładali rodziny i mają już inne cele w życiu, ona została sama. Już nie ma kto jej podziwiać. Khan w swoim tekście zwraca się do Laury, próbuję ją pocieszyć w tej samotności. Jednak zarówno ona, Laura, jak i my doskonale zdajemy sobie sprawę z brutalnej rzeczywistości. Poczucie triumfu bardzo szybko okaże się ulotne. I co dalej?

Posłuchaj również:
Bat for Lashes – Marylin --> Khan chyba lubi tytuły z imionami. Tym razem śpiewa nie o fikcyjnej postaci, ale o kobiecie z krwi i kości – Marylin Monroe. Na gitarze i syntezatorach gra amerykański alternatywny piosenkarz-kompozytor Beck. 
Bat for Lashes – All Your Gold --> Bardziej alternatywna odsłona Bat for Lashes, chociaż tekst jakich wiele, o kryzysie w związku.
 ______________________________________________________________________________
05. 
Tame Impala

Autor: Kevin Parker, Jay Watson
Produkcja: Kevin Parker
Album: Lonerism

- Mam bardzo dobry towar. Chcesz wypróbować?
- Daj, sprawdzę jak to działa.
Godzinę później.
- No i co? Dobry stuff? Widziałeś coś?
- Człowieku, najpierw zaczęło mi się kręcić w głowie. Chyba straciłem świadomość, bo wydawało się, jakbym spadał w jakąś otchłań. A potem to już był totalny odjazd…
- Opowiadaj!
- Byłem w jakimś innym wymiarze, na jakiejś dziwnej planecie. Wszystko wkoło hipnotyzująco falowało… Widziałem bardzo intensywne kolory – zielony, niebieski, czerwony, fioletowy. Wszystko migotało jak w jakimś kalejdoskopie… Nade mną na niebie z dużą prędkością przesuwały się różnobarwne chmury, a w oddali było widać samotne drzewo… Stary, tam były dwa Słońca! Jedno z nich właśnie zachodziło, a drugie oślepiało swoim światłem. Światło też było jakieś takie dziwne, rozmyte… Wszystko było tęczowe… wiesz, jak w pryzmacie. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale załamywało się tam w pewien niezwykły sposób… Ale najlepsze wydarzyło się dopiero później. Pojawiła się jakaś niewiasta, niestety nie widziałem dokładnie twarzy. Usiadła na trawie, rozłożyła wokół siebie w półokręgu świeczki, a pośrodku postawiła dość duży znicz, który zapłonął wysokim płomieniem… Zaczęła medytować, mamrotać coś pod nosem i nie uwierzysz co się wydarzyło… Nagle zaczęły się materializować słonie! Nie były tak wielkie jak te w Afryce. Raczej przypominały te z Indii, bo miały na sobie takie śmieszne kolorowe kubraczki i ozdoby… Na każdym słoniu siedział jakiś człowiek... Zwierzęta podeszły i położyły się, a ludzie zeszli… Patrzę, a tam John Lennon, George Harrison i Syd Barrett! Znikąd pojawiły się wzmacniacze, gitary i perkusja... No i zaczęli grać jakiś utwór… To było zajebiste! Nie wiem, co to mogło być, chyba nie do końca do mnie docierało co się dzieje, ale wiem na pewno, że to była wspaniała muzyka... Szkoda, że dzisiaj już nikt nie gra takiej psychodelii… Musisz mi załatwić więcej tego czegoś, co mi dałeś. Jak to się nazywało?
- LSD…

Posłuchaj również:
Tame Impala – Keep On Lying --> Byłem w jakimś barze. Wszyscy pili, gawędzili, śmiali się, wygłupiali. Wszystko działo się tak jakby za mgłą. Coś chyba było w tych drinkach. 
Tame Impala – Mind Mischief --> Spędziłem gorące chwile z młodą nauczycielką w jej samochodzie.
 ______________________________________________________________________________
04.
Alabama Shakes

Autor: Brittany Howard
Produkcja: Alabama Shakes
Album: Boys & Girls

Bless my heart, bless my soul / Didn’t think I’d make it to 22 years old / There must be somebody up above / Sayin’ „Come on, Brittany / You’ve gotta come on up / You’ve gotta hold on”. Autobiograficzny tekst Brittany Howard to dowód na to, że dziś także jest możliwy najprawdziwszy American Dream. Z małego miasteczka Athens na południu Stanów Zjednoczonych na wielkie sceny i festiwale. Jeszcze dwa lata temu Brittany mieszkała w przyczepie kempingowej, spotykała się z kumplami-muzykami, by w weekend pograć bluesa w podmiejskim barze i marzyła o tym, żeby móc zarabiać na muzyce. Dzisiaj Alabama Shakes mogą przebierać wśród propozycji koncertów i zaproszeń. Jednak z tak wyjątkowym głosem, jaki posiada panna Howard, kontrakt płytowy był jedynie kwestią czasu. Rockowy pazur, soulowa dusza, szczery przekaz i głos prosto z trzewi pozostają w pamięci na długo. Porównania do Janis Joplin są jak najbardziej na miejscu. I chociaż to zupełnie nie ta epoka, to mamy możliwość poczuć i przekonać się na własnej skórze, czym była muzyka w tamtym czasie. Amerykanie nawet nie starają się grać w sposób wyszukany i nie eksperymentują. To blues rock w najczystszej postaci, prosto z Alabamy. Howard z grupą są niemal reliktem, wybrykiem natury, który nie powinien przydarzyć się w 2012 roku. Jednak coś sprawiło, że ludzie ich pokochali, a „Rolling Stone” umieścił „Hold On” na 1. miejscu najlepszych utworów roku. To coś to autentyczność. Słuchacze po prostu im uwierzyli. Alabama Shakes nikogo nie udają, grają to co czują, prosto z serca, nie są jedynie tanim falsyfikatem, podróbką, która chce się sprzedać upodabniając się do bluesowych artystów sprzed 45 lat. Oni są prawdziwi. To słychać, widać i czuć.

Posłuchaj również: 
Alabama Shakes – You Ain’t Alone --> Blues gra w duszy Brittany… I jeszcze to jej rozpaczliwe „take me away!!” – dopiero teraz Joplin doczekała się godnej następczyni.

niedziela, 3 lutego 2013

2012 ŚWIAT: miejsca 20-11

Najlepsze piosenki 2012 - część 4
Best Songs 2012 - part 4:

Ranking ma charakter subiektywny.
Nie jestem właścicielem zdjęć zamieszczanych na blogu. Zostały one znalezione w internecie.
Zastrzegam sobie prawo do kopiowania tekstów i zamieszczania ich na innych stronach jako swoje własne.
______________________________________________________________________________
 20.
BAD RELIGION
Frank Ocean

Autor: Christopher Breaux (Frank Ocean)
Produkcja: Frank Ocean, Malay
Album: Channel Orange

Ten piękny utwór to definicja soulu – tego prawdziwego, szczerego i emocjonalnego, jaki reprezentowali Marvin Gaye, Luther Vandross czy Otis Redding. Już sam początek podpowiada, że słowem-kluczem będą tu emocje. Monumentalna partia organów nadaje odpowiedni mistycyzm. Do tego sekcja smyczkowa, gospelowe klaśnięcia, fortepian – Ocean ociera się o patos. Jednocześnie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jedno klaśnięcie więcej czy kolejny refren zaśpiewany w ten sam sposób przelałyby czarę słodyczy. „Bad Religion”  nie jest jednak patetyczne – jest przede wszystkim szczere. Wielu uznaje przyznanie się Franka do skłonności homoseksualnych tuż przed premierą albumu jedynie za chwyt marketingowy. Nie dostrzegają jednak, że sam wokalista to skromna osoba, która nie często bryluje w mediach i udziela wywiadów. Ponadto w kontekście całego albumu utwory takie jak „Forrest Gump”, „Thinkin’ ‘Bout You” czy właśnie „Bad Religion” zostałyby niezrozumiane i niepotrzebnie rodziłyby tylko dziesiątki plotek i spekulacji. Dlatego to kontrowersyjne wyznanie uznaję za usprawiedliwione.
Poruszając wątek religijności a pożądania Frank wraca do korzeni gospel i soulu. Bo stawia trudne pytania na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi, zachęca do dyskusji na temat Boga i wiary. Prowokuje i bulwersuje wplatając w te rozważania homoseksualizm. Bo czy pożądając osobę tej samej płci skazuje się na potępienie? Można ten utwór odczytać jeszcze w inny sposób: miłość platoniczna, bez odwzajemnienia, niezdrowa fascynacja drugą osobą, jej ubóstwianie, to tytułowa „zła religia”. W sumie każda interpretacja tego tekstu może być właściwa, bo piosenki Ocean’a są wieloznaczne.
W ostatnich latach muzyka r&b zeszła na klubowe parkiety i hedonistyczne teksty o imprezowaniu. Soul natomiast odradza się jedynie jako duch, wspomnienie w twórczości chociażby Amy Winehouse, Raphaela Saadiqa czy Aloe Blacc’a, którzy głównie wykorzystują brzmienie czarnych brzmień z lat ’60 i ’70 XX wieku. Ocean wraz ze swoimi błyskotliwymi tekstami, ciekawymi metaforami (cyanide in my styrofoam cup), mieszanką hip hopu, soulu i r&b oraz szczyptą emocji tworzy nową jakość.

Posłuchaj również:
Frank Ocean – Forrest Gump --> Słoneczny soul prosto z południa Stanów, hołd dla Otisa Reddinga i jego „The Dock of The Bay” 
Frank Ocean – Sweet Life --> Nie mogę uwierzyć, że NIE napisał tego Stevie Wonder
 ______________________________________________________________________________
 19.
Plan B

Autor: Ben Drew (Plan B), Al Shuckburgh, Vincent von Schlippenbach, David Conen, Pierre Baigorry, Dmitri Shostakovich
Produkcja: Al Shux, Plan B
Album: iLL Manors

Ben Drew wraca do korzeni – zamienia marynarkę na bluzę z kapturem i wchodzi między ludzi z klasy średniej. W tym protest songu analizuje powody i konsekwencje zamieszek jakie miały miejsce w sierpniu 2011 roku w Londynie. Skupia się przede wszystkim na młodym pokoleniu i na tym, jak są oni postrzegani przez media. Bardzo dokładną analizę tego świetnego tekstu można znaleźć tutaj - polecam, szczególnie wszystkim zainteresowanym językiem angielskim i hip hopem.
W pełnym niepokoju podkładzie do „iLL Manors” Plan B wykorzystuje sample „Alles Neu” niemieckiego muzyka Petera Fox’a, który z kolei użył fragmentów VII Symfonii C-dur (tzw. Leningradzkiej) Dymitra Szostakowicza.

Posłuchaj również:
Plan B feat. Labrinth – Playing With Fire --> Złe towarzystwo to według Londyńczyka igranie z ogniem. Jeden z lepszych kawałków na „iLL Manors” 
Killer Mike – Reagan --> Killer Mike wsadza kij w mrowisko, ale trzeba przyznać, że utwór „Reagan” naprawdę robi wrażenie i daje do myślenia (dlatego odsyłam do wersji z napisami). Warto obejrzeć także zrobiony przez Polaka świetny, animowany teledysk.
 ______________________________________________________________________________
 18.
LOSING YOU
Solange

Autor: Dev Hynes, Solange Knowles
Produkcja: Blood Orange, Kevin Barnes
Album: True EP

Młodsza z rodu Knowles nie ma tak silnego głosu jak siostra Beyoncé, dlatego musi wykorzystywać inne atuty. Szukając swojego stylu na EP-ce „True” stawia na retro klimaty z lat ’70 i ’80 (ze wskazaniem na te drugie) prezentując je w nowoczesny sposób. Zapętlony plemienny motyw, klaskany rytm i mruczący bas są tego najlepszym przykładem. Solange nie tylko muzyką, ale także za pomocą swojego wizerunku uruchomiła wehikuł czasu. W czasie występu w amerykańskiej telewizji u Jimmy’ego Fallona wyglądała jak Donna Summer, a zespół dzielnie dotrzymywał jej kroku nieskrępowanie podrygując wraz z pulsującym rytmem. Patrząc na ten obrazek i słuchając tej muzyki naprawdę ciężko uwierzyć, że mamy 2013 rok.
Długo nie mogłem pozbyć się tej melodii z głowy. W ubiegłym roku wciąż grało mi to w uszach. Choć to prosta kompozycja z banalnym tekstem to Solange Knowles zdołała mnie uwieść. Bo „Losing You” to typowy „grower”, zyskujący z każdym kolejnym przesłuchaniem.

Posłuchaj również:
Solange – Lovers In The Parking Lot --> Ten sam schemat, tym razem z naciskiem na grę klawiszy. Przejście na końcu i ostatni refren – tak klasyczne współbrzmienie chórku i wokalistki to prawdziwy unikat, obecnie niemal niespotykany. 
Solange – Bad Girls (Verdine Version) --> Wehikuł czasu aktywowany. Cel podróży: Nowy Jork, 1982 r. Dodatkowe wytyczne i uwagi: chill & enjoy!
 ____________________________________________________________________________
 17.
Fun feat. Janelle Monaé

Autor: Nate Ruess, Andrew Dost, Jack Antonoff, Jeffrey Bhasker
Produkcja: Jeff Bhasker
Album: Some Nights
  
To smutne, ale o Fun mógł nikt nigdy nie usłyszeć, gdyby nie serial Glee i reklama Chevroleta w czasie Super Bowl. Dopiero wtedy zaczęło się ogromne zainteresowanie zespołem i piosenka „We Are Young” zaczęła rozprzestrzeniać się po całym świecie. To obok ”Call Me Maybe” Carly Rae Jepsen, „Somebody That I Used To Know” Gotye i „Gangnam Style” Psy największy światowy hit 2012 roku. Poprockowy majstersztyk z epickim, stadionowym refrenem, który chce się krzyczeć już od pierwszej styczności z tym utworem. Melodia, którą kocha się bezwarunkowo od pierwszego usłyszenia. Afirmacja młodości i szalonych imprez do granic wytrzymałości. Podobno inspiracją do napisania tej piosenki była właśnie jedna z takich prywatek. Chyba muszą wiązać się z nią tylko dobre wspomnienia, bo „We Are Young” wywołuje jedynie pozytywne emocje. Zresztą wystarczy popatrzeć na uśmiechnięte twarze Nate’a Ruessa i Janelle Monaé podczas sesji na żywo, by udzieliła się błoga atmosfera.

Posłuchaj również: 
Fun – Some Nights --> Muzycznie jeszcze bardziej wyrafinowana niż „We Are Young”, ale równie przebojowa piosenka.
 ___________________________________________________________________________
 16.
Tame Impala

Autor: Kevin Parker
Produkcja: Kevin Parker
Album: Lonerism

The Beatles na kwasie w XXI wieku. To pierwsze skojarzenie po wysłuchaniu drugiej już płyty Australijczyków pt. „Lonerism”. Na Kevina Parkera zwróciłem już uwagę w 2010 roku, kiedy zetknąłem się z „Lucidity”, które naprawdę brzmi jak zaginione nagranie czwórki z Liverpoolu. Tym razem jest bardziej melodyjnie, z większym luzem i dystansem. Choć głos Lennona i psychodelia zostały, to na „Lonerism” są one zawieszone… gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Szczególnie słychać to właśnie w „Feels Like We Only Go Backwards” gdzie istotną rolę odgrywa pogłos i echo, a głos wokalisty przybliża się i oddala niczym fala na morzu. Daje to iście kosmiczny efekt.
Mimo, że impale funkcjonują jako zespół to postacią centralną jest wspomniany już Kevin Parker. To człowiek, który sam od początku do końca nagrywa cały album bez niczyjej pomocy. Sam komponuje, pisze teksty, gra na wszystkich instrumentach, śpiewa i produkuje. 
Ten wysiłek został doceniony. Tame Impala to obecnie najlepszy towar eksportowy Australii.
 ___________________________________________________________________________
15.
RUNNING
Jessie Ware

Autor: Brey Baptista, Jessie Ware, Julio Bashmore
Produkcja: Dave Okumu, Julio Bashmore
Album: Devotion
  
W jednym z pierwszych wywiadów na temat jej debiutanckiego albumu i muzyki Jessie Ware powiedziała: Kocham muzykę taneczną, uwielbiam klubowy underground i jestem szczęśliwa, że w tym świecie znalazłam akceptację. Chcę korzystać z tych doświadczeń, a jednocześnie pisać jak najlepsze piosenki. Postanowiłam powrócić do brzmień, które zawsze kochałam, takich jak Prince, Chaka Khan czy Grace Jones. Chciałam napisać piosenki, które będą równocześnie piękne i słodko-gorzkie, jak Sade. Sztuka polegała na tym, żeby wszystko wymieszać w odpowiednich proporcjach. I udało jej się. „Devotion” to wspaniały, pełen wdzięku i klasy album. Jednym z jego najmocniejszych punktów jest „Running” – reinkarnacja stylu Sade. Seksowny głos, ciekawe gitarowe wstawki i to potężne bicie perkusji. Bezcenne…

Posłuchaj również:
Jessie Ware – 110% --> Dwa zupełnie przeciwne bieguny przyciągają się z magnetyczną siłą: błoga melodia i wokal oraz szybki, podkręcony klubowy podkład.
Jessie Ware – Sweet Talk --> Syntezatory, rytm, wokal. Ware niczym James Blake staje się mistrzynią minimalizmu. Tę pozorną nudę przerywa gitarowa solówka i bas. 
Jessie Ware – Night Light --> Kolejny przepiękny klip od Angielki i utwór absolutnie powalający na łopatki. Jakże cieszę się, że pojawiła się w muzyce taka artystka
 ________________________________________________________________________
 14.
Adele

Autor: Adele Adkins, Paul Epworth
Produkcja: Paul Epworth
Album: - [singiel]

James Bond. Adele. Wystarczą trzy wyrazy, żeby wiedzieć, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Nie mogło być inaczej. Tylko ona i orkiestra. Bez popisów. Bez wysiłku. Tylko głos i wspaniała interpretacja. Klasa, klasa i jeszcze raz klasa. 
A ludzie to już docenili. Bo Adele jest powszechnie lubiana i doceniana. To ciekawe, ale jeszcze nie spotkałem się z opinią „nie lubię jej, jest beznadziejna”. Po prostu wszyscy kochają Adele. A ona jest już bardzo blisko pobicia historycznego rekordu. Album „21” sprzedał się już na całym świecie w ponad 25 mln egzemplarzy. W XXI wieku udało się to tylko Norze Jones (Come Away With Me – 26 mln). A Brytyjka dopiero się rozkręca. Niebawem pewnie pojawią się informacje, że „21” to największy komercyjny sukces od 12 lat. I to w czasach, kiedy mówi się o spadku sprzedaży płyt i rozwoju piractwa! No ale sami przyznacie, należy jej się.

Posłuchaj również:
Norah Jones – Happy Pills --> Nowe wydawnictwa Norah nie wywołują już takich emocji jak dawniej, co nie znaczy, że nie zawierają świetnych piosenek.
 ___________________________________________________________________________
 13.
Asaf Avidan & The Mojos

Autor: Asaf Avidan
Produkcja: Asaf Avidan, Ori Winokur
Album: - [single]

Ale ta laska ma fajny głos. Zaraz, zaraz, to śpiewa facet? Chyba nie tylko ja tak zareagowałem dowiadując się, kto kryje się za pseudonimem Asaf Avidan. A okazuje się, że to 32-letni Izraelczyk, znany w ojczyźnie jako lider folk-rockowego zespołu Asaf Avidan & The Mojos. „One Day / Reckoning Song” w remixie niemieckiego DJ-a Wankelmuta pozwoliła mu zaistnieć na klubowych parkietach Europy i jest zapowiedzią nadchodzącego krążka „Different Pulses”, który raczej nie będzie wypełniony tanecznymi rytmami. A szkoda, bo oprócz tego, że głównym atutem „One Day…” jest przede wszystkim niesamowity głos Avidana, to minimalistyczny, house’owy klimat sprawiają, że to jedna z najlepszych tego typu propozycji w ciągu ostatnich lat, którą na pewno za kilka (kilkanaście) lat będziemy dobrze wspominać. I jeszcze tekst… wciąż ten sam… One day baby, we'll be old / Oh baby, we'll be old / And think of all the stories that we could have told.

Posłuchaj również:
Lykke Li – I Follow Rivers (Magician Remix) --> Utwór wydany prawie dwa lata temu dopiero dzięki remiksowi jest uznany i rozpoznawalny. Aż żal ściska, ponieważ świetna płyta Lykke Li sprzed roku przeszła w naszym kraju właściwie bez echa, a zawierała przecież tak wspaniałe piosenki jak chociażby „Sadness Is a Blessing” albo oryginał wyżej wymienionej.
 ___________________________________________________________________________
 12.
CLIMAX
Usher

Autor: Wesley Pentz, Usher Raymond, Ariel Rechtshaid, Redd Stylez
Produkcja: Diplo
Album: Looking 4 Myself

Usher wypuszczając „Climax” jako pierwszy singiel z nadchodzącego albumu „Looking 4 Myself” dawał nadzieję na całkowite zerwanie z klubowymi bitami. Niestety, przeliczyłem się… Materiał na albumie pozostawia nieco do życzenia. 
Co nie zmienia faktu, że „Climax” to jego najlepszy utwór od czasów „Yeah” i singli ze świetnego longplaya „Confessions”. Wyprodukowany przez Diplo cybernetyczny podkład i świdrujący, aksamitny falset w refrenie wprowadzają intymny klimat. „Szczytowanie” w tytule i mega-ekstatyczny sposób wykonania także mogłyby sugerować o czym jest utwór. Tutaj chodzi jednak o inny szczyt. O moment w związku, w którym dochodzi do wypalenia. O pewną granicę którą osiągnęli kochankowie. Za tą granicą nie ma nic, żadnych perspektyw, równia pochyła w dół, pozostaje tylko rozstanie. 
Dzięki tej piosence Usher niestety nie powrócił na szczyty list przebojów (jedynie 17 miejsce w ojczystych Stanach  i 4 w Zjednoczonym Królestwie), jednak na nowo uzyskał uznanie w branży. A resztę oceni historia.

Posłuchaj również: 
Uwaga! Uwaga! Konkurs na najcieńszy głos ;) Występują: 
Usher – I Care 4 U --> W „Climax” bardziej dał czadu, ale tu też jest nieźle. Czarni to jednak potrafią piać. Ale do diabła, dlaczego on tego nie wydał na singlu?! Przecież dubstep jest w modzie… Fantastyczny kawałek. 
Frank Ocean – Thinkin Bout You --> Frank tym razem o swoim pierwszym razie. Zaraz się chyba popłaczę ze wzruszenia…
Luke James – I Want You --> szczęka na podłodze. Luke swoim potężnym falsetem zawstydza wszystkich wokalistów o zniewieściałym głosie, od Adama Levine’a z Maroon 5 po Prince’a.
 ___________________________________________________________________________
 11.
Blur

Autor: Blur (Damon Albarn, Graham Coxon, Alex James, Dave Rowntree)
Produkcja: Blur
Album: - [singiel]

Ta znakomita ballada nagrana podobno w jednym podejściu to jeden z najlepszych ubiegłorocznych tekstów i potwierdzenie geniuszu Damona Albarna i jego kolegów. W przerwie pomiędzy kolejnymi albumami Gorillaz, Albarn pisze opery (Dr Dee), powołuje nowe projekty (The Good The Bad and The Queen), produkuje i komponuje dla innych wykonawców, a oprócz tego udaje mu się jeszcze stworzyć coś pięknego z kolegami z Blur. Co prawda niezbyt często, ale nie liczy się ilość, ale jakość. Dwa lata temu podarowali nam świetne „Fool’s Day”, natomiast w roku 2012 przenosimy się do Londynu. Pod Westway, czyli dwupasmową obwodnicę, która często wykorzystywana jest w brytyjskiej muzyce (w tekstach Blur, The Clash, czy na okładkach płyt). 
„Under The Westway” jest brytyjskie aż do szpiku kości. To muzyka, której umiejętności pisania od dziesiątek lat zazdroszczą Brytyjczykom Amerykanie. Tych wszystkich przepięknych ballad na fortepian Beatlesów, Eltona Johna, a ostatnio nawet Adele. Plus nostalgiczny tekst, który mógł powstać jedynie tam. To gorzkie przemyślenia na temat współczesnego, zabieganego i konsumpcyjnego świata wpisane w londyńską ulicę, pełną smogu i samochodów (Where I stood watching comets lonesome trails / Shining up above me the jet fuel / It fell down to earth where the money always comes first / And the sirens sing). To tęsknota za czasem, który już nie powróci. Za życiem w którym nie liczy się podążanie za modą i reklamą (Bring us the day they switch off the machines / Cos' men in yellow jackets putting adverts inside my dreams). Jednak pomimo tak ponurego obrazu rzeczywistości, jest jeszcze światełko w tunelu. Wszystko zależy od nas – ludzi (Paradise not lost it’s in you).

Posłuchaj również:
Bobby Womack – Please Forgive My Heart --> Albarn tym razem jako producent pomaga 68-letniej legendzie soulu wrócić w wielkim stylu do branży. [Womack natomiast miał wkład w sukces Gorillaz sprzed 2 lat, gościnnie udzielając się na albumie „Plastic Beach” i niezapomnianym „Stylo”]